czwartek, 22 maja 2014

RECENZJA: Katarzyna Grochola "Zagubione Niebo"

Czym kieruję się wybierając daną książkę? Przede wszystkim pierwszą stroną tekstu. Na co w ogóle nie zwracam uwagi w prozie? Na spis treści. No bo przecież jeśli jest, to dotyczy tylko rozdziałów, a po co mam szukać, na której stronie zaczyna się rozdział trzynasty, skoro nie przeczytałam wcześniejszych... No cóż. Moje myślenie mnie zgubiło. Sięgnęłam po książkę „Zagubione Niebo” Katarzyny Grocholi...

Przyznam się bez bicia. Uwielbiam Panią Pani Kasiu. Jestem ogromną fanką „Nigdy w życiu” i zawsze śmieję się w tych samych momentach. Płakałam strasznie przy „Trzepocie skrzydeł”. Kibicowałam Jeremiaszowi w „Houston, mamy problem”, tym bardziej więc pobiegłam do EMPIKU gdy wyszła nowa książka. Po przeczytaniu pierwszej strony uznałam, że zapowiada się ona całkiem ciekawie, że jest w niej luz, szybko i przyjemnie będzie się ją czytało. Pełna pozytywnego podniecenia zaczęłam czytać jeszcze w autobusie (wiem, dziś nikt nie czyta w autobusie, ale ze mnie taki niemodny człowiek jest) i co? Emocje mnie opuściły wraz z zakończeniem pierwszej historii. Tak, ta książka, to zbiór piętnastu odrębnych historii, wyssanych całkowicie z kosmosu i oderwanych od rzeczywistości. Historii, o których poczytać można w prasie dla kobiet, która kosztuje niecałe 3 zł a nie 34. Historii niedokończonych. W których zabrakło teraźniejszości i przyszłości na rzecz rozmyślań o sprawach, które już się wydarzyły. I każda jedna o miłości kobiety do mężczyzny lub odwrotnie. Ale przede wszystkim zabrakło tam samej Kasi Grocholi, autorki prozy, znanej z niesamowitego poczucia humoru i lekkiego pióra. Brak ten wypełnia smutek, żal, życiowe rozterki i wieczne borykanie się z przeszłością.


Na spotkaniu autorskim, dotyczącym „Houston” zadałam Pani pytanie, co powiedziałaby bohaterom swoich książek, gdyby ich Pani spotkała i zaprosiła na kawę. Ja już wiem, co w takiej sytuacji powiedziałabym Pani: „Niestety, nie wiem, kto Pani podpowiedział taki styl pisania, ale powiesiłabym go za sznurówki, bo wydając ten kipiący smutkiem „roztwór” strzeliła sobie Pani w duży palec u stopy. Jednak mam nadzieję, że dalsze książki będą w „starym”, dobrym i lekkim stylu, bo po co zmieniać coś, co działa?”  

fot. FOTOKON

2 komentarze:

  1. Jak zawsze trafnie ujęte spostrzeżenia.Też czytałam nie dawno tę książkę i mam podobne odczucia. Ciekawa jestem czy czytała już Pani Zacisze Gosi- Katarzyny Michalak i jaka jest Pani opinia na temat tej pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga xMrMeter

    Bardzo mi miło, że to nie tylko moja opinia, choć wolałabym by była ona inna, ale nie będę pisała nieprawdy. A co do pani Michalak - właśnie zaczęłam czytać "Zacisze". Ale wcześniej polecam jeszcze "Ogród Kamili" - tej samej autorki:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

KAŻDY KOMENTARZ I KAŻDA OBSERWACJA MOTYWUJE NAS DO DALSZEJ PRACY. DZIĘKUJEMY:)