poniedziałek, 10 sierpnia 2015

"Muzyka, w której liczą się tylko śliczne polskie dziewczyny z gołymi dupami – potrwa maksymalnie do półtora roku" - rozmowa ze Sławomirem Świerzyńskim, wokalistą i liderem Bayer Full

Na polskiej scenie disco polo są nieprzerwanie od 31 lat. Ich piosenki jednak znane są nawet w Chinach. O tym, czym różni się dzisiejsza muzyka od tej z lat 90-tych opowie Sławomir Świerzyński, lider zespołu Bayer Full, jedna z gwiazd tegorocznego Disco Polo Festiwal w Energylandii:

Mówi się, że nikt nie słucha disco polo, a gdy przyjdzie co do czego, to każdy zna tekst.

Wynika to z powtarzalności łatwych refrenów. Gdyby mnie ktoś zapytał o jakąś kapelę podwórkową, mówiąc, że jest fajna, to powiedziałbym, że nie znam. Bo nie słucham ich. Tak jak zespołów hip – hopowych. Nie jest to mój styl muzyczny, który lubię. Ale faktem jest, że disco polo ma te lekkie refreny, które powtarzają się bardzo łatwo

Gracie dużo po całym świecie. Czy ma Pan jakiś koncert, który szczególnie zapadł Panu w pamięci?

Gramy około 150 koncertów rocznie. Przez 30 lat to się uzbierało około 50 tysięcy spotkań z publicznością. Jednak pamiętam naszą pierwszą wizytę w Australii. To były lata 90-te. Ta australijska polonia była podzielona na trzy grupy. Ze wrodzoną delikatnością zszedłem ze sceny, przemieszałem wszystkich, poprzesadzałem i zacząłem śpiewać, że „Wszyscy Polacy to jedna rodzina”. Na sali rozległ się wielki płacz, wszyscy padali sobie w ramiona. To były lata 90-te, więc nie było jeszcze polskojęzycznej telewizji, która tam docierała. Okazało się, że ci ludzie niesamowicie tęsknią, poruszyliśmy najgłębsze emocje. Ten koncert tak szczególnie zapamiętałem, natomiast jest wiele koncertów, gdzie np. matka chrzestna przyjechała z ameryki i zapłaciła za nasz występ na weselu u chrześniaka. Mieliśmy nad ranem zaśpiewać „Happy Birthday To You” i oczywiście zrobiliśmy to, ale łzy, a raczej wcześniej wypita z Młodymi weselna wódka, wylewała nam się z oczu.

Jak w ogóle doszło do tej współpracy polsko – chińskiej?

To z ich strony dostaliśmy zaproszenie, oni nas promują w swoim kraju. Obecnie czekamy na delegację Ministerstwa Kultury z Chin, które przyjedzie we wrześniu z zaproszeniem dla nas na listopad. Tak więc trwa taka wymiana kulturowa.

Jak Pan ocenia koncerty w Chinach?

Chińskie koncerty są zupełnie inne, bo chińczyk nie potrafi tańczyć. Natomiast bardzo spontanicznie reagowali, gdy śpiewaliśmy jakąś piosenkę po polsku i nagle zaczęlismy wplątywać tam chiński. Nagle z tych ich małych oczek robiły się wielkie oczęta i wszyscy rozumieli, o czym śpiewamy. Oni przede wszystkim słuchają. A słuchając palą dużo papierosów. Klaszczą też w dłonie, a dopiero później próbują z nami śpiewać i to jest ten najfajnieszy moment. Oni bardzo lubią śpiewać na ulicach. I wtedy, gdy jesteśmy zapraszani przez Ministerstwo Kultury to pokazuję, że jestem takim scenicznym zwierzęciem, które wchodzi w tłum i razem z nim zaczynam śpiewać.

Można na tym zarobić?

Faktycznie, zarabiam tam pieniądze, ale tylko na pobraniach utworów z internetu, natomiast za koncerty nie mamy płaconych żadnych należności. Jednak muszę przyznać, że Chińczycy traktują nas tam jak syna cara, czyli dolatujemy i od tej pory za nic nie płacimy. Był taki przypadek, gdzie kupiłem dla wnuków klocki LEGO i podszedł do mnie człowiek z ministerstwa, wziął ode mnie paragon, poszedł do kasy i zabrał pieniądze, mówiąc: „ten pan w Chinach za nic nie płaci”.

Małgorzata Potocka, kilkanaście lat temu powiedziała, że jesteśmy narodem disco polo. Czy według Pana to zdanie teraz ma sens?

Jesteśmy niewątpliwie narodem, który bardzo lubi tańczyć, kocha i potrafi biesiadować. Ale nie jesteśmy narodem dance. Zauważmy, dlaczego nasze disco polo ma taką popularność. Niestety obecnie nie mamy żadnego zachodniego przeboju. Nic się nie dzieje. Sony Music, BMG – nikt nic nowego nie stworzył. Powstała luka, w którą natychmiast weszło disco polo. My jesteśmy muzykami, którzy sami na wszystko muszą zapracować. Dlaczego tak mówię? My, grajki czy muzykanty weselne, zaczynając gdzieś tam w ośrodkach kultury, zawsze musieliśmy sami sobie kupić perkusję, gitarę, organy. Natomiast inni muzycy dostawali takie rzeczy od ośrodków, w których grali. Teraz jest tak samo. Powstała w muzyce nisza, w którą się wbiliśmy.

Jaką przyszłość wróży Pan muzyce disco polo?

Myślę, że muzyka disco polo nadal sobie będzie śpiewana. Natomiast muzyka „go go polo”, która jest obecnie w telewizji Polo.TV i innych tego typu, czyli muzyka, w której liczą się tylko śliczne polskie dziewczyny z gołymi dupami – potrwa maksymalnie do półtora roku. To się znudzi. Tam nie ma piosenki, nie ma melodii. Jest tylko obraz. I to wszędzie taki sam. Z punktu widzenia mężczyzny to rewelacja. Włączam w pubie, lecą gołe laski cały czas się wijące. Zaczynają od przedziałka w dół. Tylko gdzie jest muzyka?

Ma pan jeszcze jakieś plany na najbliższą przyszłość odnośnie nowej płyty?


Wydaliśmy miesiąc temu płytę: „Bo ja mam teścia i nikt mi już w życiu nie podskoczy”. Obecnie z panią Elżbietą Towarnicką zaśpiewamy piosenkę „Hallelujah” Cohena. Gdy wchodziłem do studia, pani Ela patrzyła na mnie jakby zastanawiała się, co to się będzie działo, po czym zaśpiewaliśmy każdy swoją wersję i zaczęliśmy nad tym pracować. Okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Wydaje mi się, że powstała piosenka bardzo ciepło, a jednak bardzo różnie zaśpiewana. Chcieliśmy w ten sposób pokazać, że muzyka nie zna granic. Ani tych muzycznych ani tych narodowych. Można wszystko połączyć. Piosenki dzieli się tylko na dwa gatunki: dobrze, lub źle zaśpiewaną. Muzyków również dzieli się na dwa rodzaje: obok jednych Pan Bóg przechodził a drugich dotknął.  



1 komentarz:

  1. Bardzo chętnie słucham disco polo, muzyka ta pozostanie zawsze, bo na imprezach chcemy się bawić, a nie zastanawiać nad treścią i muzyką.

    OdpowiedzUsuń

KAŻDY KOMENTARZ I KAŻDA OBSERWACJA MOTYWUJE NAS DO DALSZEJ PRACY. DZIĘKUJEMY:)