Na polskiej scenie disco polo są
nieprzerwanie od 31 lat. Ich piosenki jednak znane są nawet w
Chinach. O tym, czym różni się dzisiejsza muzyka od tej z lat
90-tych opowie Sławomir Świerzyński, lider zespołu Bayer Full,
jedna z gwiazd tegorocznego Disco Polo Festiwal w Energylandii:
Mówi się, że nikt nie słucha
disco polo, a gdy przyjdzie co do czego, to każdy zna tekst.
Wynika to z powtarzalności łatwych
refrenów. Gdyby mnie ktoś zapytał o jakąś kapelę podwórkową,
mówiąc, że jest fajna, to powiedziałbym, że nie znam. Bo nie
słucham ich. Tak jak zespołów hip – hopowych. Nie jest to mój
styl muzyczny, który lubię. Ale faktem jest, że disco polo ma te
lekkie refreny, które powtarzają się bardzo łatwo
Gracie dużo po całym świecie.
Czy ma Pan jakiś koncert, który szczególnie zapadł Panu w
pamięci?
Gramy około 150 koncertów rocznie.
Przez 30 lat to się uzbierało około 50 tysięcy spotkań z
publicznością. Jednak pamiętam naszą pierwszą wizytę w
Australii. To były lata 90-te. Ta australijska polonia była
podzielona na trzy grupy. Ze wrodzoną delikatnością zszedłem ze
sceny, przemieszałem wszystkich, poprzesadzałem i zacząłem
śpiewać, że „Wszyscy Polacy to jedna rodzina”. Na sali rozległ
się wielki płacz, wszyscy padali sobie w ramiona. To były lata
90-te, więc nie było jeszcze polskojęzycznej telewizji, która tam
docierała. Okazało się, że ci ludzie niesamowicie tęsknią,
poruszyliśmy najgłębsze emocje. Ten koncert tak szczególnie
zapamiętałem, natomiast jest wiele koncertów, gdzie np. matka
chrzestna przyjechała z ameryki i zapłaciła za nasz występ na
weselu u chrześniaka. Mieliśmy nad ranem zaśpiewać „Happy
Birthday To You” i oczywiście zrobiliśmy to, ale łzy, a raczej
wcześniej wypita z Młodymi weselna wódka, wylewała nam się z
oczu.
Jak w ogóle doszło do tej
współpracy polsko – chińskiej?
To z ich strony dostaliśmy zaproszenie, oni nas promują w swoim
kraju. Obecnie czekamy na delegację Ministerstwa Kultury z Chin,
które przyjedzie we wrześniu z zaproszeniem dla nas na listopad.
Tak więc trwa taka wymiana kulturowa.
Jak Pan ocenia koncerty w
Chinach?
Chińskie koncerty są zupełnie inne,
bo chińczyk nie potrafi tańczyć. Natomiast bardzo spontanicznie
reagowali, gdy śpiewaliśmy jakąś piosenkę po polsku i nagle
zaczęlismy wplątywać tam chiński. Nagle z tych ich małych oczek
robiły się wielkie oczęta i wszyscy rozumieli, o czym śpiewamy.
Oni przede wszystkim słuchają. A słuchając palą dużo
papierosów. Klaszczą też w dłonie, a dopiero później próbują
z nami śpiewać i to jest ten najfajnieszy moment. Oni bardzo lubią
śpiewać na ulicach. I wtedy, gdy jesteśmy zapraszani przez
Ministerstwo Kultury to pokazuję, że jestem takim scenicznym
zwierzęciem, które wchodzi w tłum i razem z nim zaczynam śpiewać.
Można na tym zarobić?
Faktycznie, zarabiam tam pieniądze,
ale tylko na pobraniach utworów z internetu, natomiast za koncerty
nie mamy płaconych żadnych należności. Jednak muszę przyznać,
że Chińczycy traktują nas tam jak syna cara, czyli dolatujemy i od
tej pory za nic nie płacimy. Był taki przypadek, gdzie kupiłem dla
wnuków klocki LEGO i podszedł do mnie człowiek z ministerstwa,
wziął ode mnie paragon, poszedł do kasy i zabrał pieniądze,
mówiąc: „ten pan w Chinach za nic nie płaci”.
Małgorzata Potocka, kilkanaście
lat temu powiedziała, że jesteśmy narodem disco polo. Czy według
Pana to zdanie teraz ma sens?
Jesteśmy niewątpliwie narodem, który
bardzo lubi tańczyć, kocha i potrafi biesiadować. Ale nie jesteśmy
narodem dance. Zauważmy, dlaczego nasze disco polo ma taką
popularność. Niestety obecnie nie mamy żadnego zachodniego
przeboju. Nic się nie dzieje. Sony Music, BMG – nikt nic nowego
nie stworzył. Powstała luka, w którą natychmiast weszło disco
polo. My jesteśmy muzykami, którzy sami na wszystko muszą
zapracować. Dlaczego tak mówię? My, grajki czy muzykanty weselne,
zaczynając gdzieś tam w ośrodkach kultury, zawsze musieliśmy sami
sobie kupić perkusję, gitarę, organy. Natomiast inni muzycy
dostawali takie rzeczy od ośrodków, w których grali. Teraz jest
tak samo. Powstała w muzyce nisza, w którą się wbiliśmy.
Jaką przyszłość wróży Pan
muzyce disco polo?
Myślę, że muzyka disco polo nadal
sobie będzie śpiewana. Natomiast muzyka „go go polo”, która
jest obecnie w telewizji Polo.TV i innych tego typu, czyli muzyka, w
której liczą się tylko śliczne polskie dziewczyny z gołymi
dupami – potrwa maksymalnie do półtora roku. To się znudzi. Tam
nie ma piosenki, nie ma melodii. Jest tylko obraz. I to wszędzie
taki sam. Z punktu widzenia mężczyzny to rewelacja. Włączam w
pubie, lecą gołe laski cały czas się wijące. Zaczynają od
przedziałka w dół. Tylko gdzie jest muzyka?
Ma pan jeszcze jakieś plany na
najbliższą przyszłość odnośnie nowej płyty?
Wydaliśmy miesiąc temu płytę: „Bo
ja mam teścia i nikt mi już w życiu nie podskoczy”. Obecnie z
panią Elżbietą Towarnicką zaśpiewamy piosenkę „Hallelujah”
Cohena. Gdy wchodziłem do studia, pani Ela patrzyła na mnie jakby
zastanawiała się, co to się będzie działo, po czym zaśpiewaliśmy
każdy swoją wersję i zaczęliśmy nad tym pracować. Okazało się,
że nie taki diabeł straszny jak go malują. Wydaje mi się, że
powstała piosenka bardzo ciepło, a jednak bardzo różnie
zaśpiewana. Chcieliśmy w ten sposób pokazać, że muzyka nie zna
granic. Ani tych muzycznych ani tych narodowych. Można wszystko
połączyć. Piosenki dzieli się tylko na dwa gatunki: dobrze, lub
źle zaśpiewaną. Muzyków również dzieli się na dwa rodzaje:
obok jednych Pan Bóg przechodził a drugich dotknął.
Bardzo chętnie słucham disco polo, muzyka ta pozostanie zawsze, bo na imprezach chcemy się bawić, a nie zastanawiać nad treścią i muzyką.
OdpowiedzUsuń