"Cholera, przez tę książkę spóźnię się do pracy" - to częsta myśl, którą miałam czytając Jojo Moyes "Razem będzie lepiej". Autorka w sposób wnikliwy porusza tematy tak banalne jak miłość i dobro, oraz tak nieprzeciętne jak tolerancja czy finanse. Książkę otwiera historia Eda Nichollsa, którego życie zamienia się w koszmar na skutek braku asertywności. Problemem jest - jak w wielu przypadkach - kobieta. Tym razem chodzi o kogoś z przeszłości, kto odnalazł Eda po latach i próbuje z nim się związać. Nicholls nie podejrzewa nawet, że chodzi jedynie o wyłudzenie od niego informacji dotyczących wprowadzenia produktu jego firmy na giełdę. Informacji bardzo kosztownych, których ujawnienie grozi mu więzienie. Gdy sprawa wychodzi na jaw Ed nie jest w stanie spojrzeć bliskim w oczy. Nie może nawet popatrzeć w lustro.
Jego dylematy wydawałyby się śmieszne Jess Thomson, która pracując na 2 etaty, wychowując córkę oraz pasierba z pierwszego małżeństwa swojego byłego męża, ledwie wiąże koniec z końcem. Mimo wszystko, jak mantrę powtarza "Damy sobie radę!". Jednak i ona przeżywa załamanie gdy okazuje się, że jej były mąż uwił sobie nowe gniazdko z bogatą kobietą a jej dzieci traktuje jak "zło konieczne". Prawda wychodzi na jaw gdy mała Tanzie ma szansę na otrzymanie stypendium, które pozwoliłoby pokryć czesne w jej wymarzonej szkole. Wystarczy tylko, że wygra olimpiadę matematyczną organizowaną na drugim końcu kraju. No właśnie, to słowo: TYLKO. Każda matka wpakowałaby dziecko w samolot by nie jechało kilku dni w żółwim tempie (inaczej odzywała się choroba lokomocyjna Tanzie). Jess nie mogła sobie na to pozwolić, więc wyruszyła z dziećmi w podróż samochodem bez polisy, z zepsutym reflektorem. Gdy zatrzymuje ich policja na miejscu przypadkiem pojawia się Ed Nichols.
Jego dylematy wydawałyby się śmieszne Jess Thomson, która pracując na 2 etaty, wychowując córkę oraz pasierba z pierwszego małżeństwa swojego byłego męża, ledwie wiąże koniec z końcem. Mimo wszystko, jak mantrę powtarza "Damy sobie radę!". Jednak i ona przeżywa załamanie gdy okazuje się, że jej były mąż uwił sobie nowe gniazdko z bogatą kobietą a jej dzieci traktuje jak "zło konieczne". Prawda wychodzi na jaw gdy mała Tanzie ma szansę na otrzymanie stypendium, które pozwoliłoby pokryć czesne w jej wymarzonej szkole. Wystarczy tylko, że wygra olimpiadę matematyczną organizowaną na drugim końcu kraju. No właśnie, to słowo: TYLKO. Każda matka wpakowałaby dziecko w samolot by nie jechało kilku dni w żółwim tempie (inaczej odzywała się choroba lokomocyjna Tanzie). Jess nie mogła sobie na to pozwolić, więc wyruszyła z dziećmi w podróż samochodem bez polisy, z zepsutym reflektorem. Gdy zatrzymuje ich policja na miejscu przypadkiem pojawia się Ed Nichols.
Nie, nie będę zdradzała zakończenia. Nie powiem nawet, czy trudny z charakteru Ed i uparta i dumna Jess nawiązali nić porozumienia. Bo czy z takiej mieszanki może wyniknąć coś dobrego?
Powiem Wam jedynie, że przy tej książce wiele razy się popłakałam, jeszcze częściej się śmiałam. Zdecydowanie polecam ją osobom o pesymistycznym nastawieniu do życia. Zobaczą, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być ... gorzej. I że wszystko ma swój początek i koniec. Zastanawiałam się również, czy Wy zdołalibyście do takich poświęceń dla swoich pociech? Czy uznalibyście, że "się nie da"?
Powiem Wam jedynie, że przy tej książce wiele razy się popłakałam, jeszcze częściej się śmiałam. Zdecydowanie polecam ją osobom o pesymistycznym nastawieniu do życia. Zobaczą, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być ... gorzej. I że wszystko ma swój początek i koniec. Zastanawiałam się również, czy Wy zdołalibyście do takich poświęceń dla swoich pociech? Czy uznalibyście, że "się nie da"?
Wydawnictwo: ZNAK (www.znak.com.pl)
data premiery: 08.04.2015rok